Film taki sobie . Widziałam już o wiele lepsze musicale. Przez film przewija się wiele interesujących osób , więc można by było oczekiwać czegoś więcej . Film wyłżcznie dla wielbicieli gatunku .
Ten film to nie musical, tylko rock-opera.
Swoją drogą to Pete Townshend stworzył naprawdę wielkie dzieło.
Pozdrawiam wszystkich Fanów "The Who".:)
totalnie sie zgadzam; the who sa najlepsi; niestety w polsce sa raczej kojarzeni niz znani; fanie rocka z lat 70. rzadko wymieniaja ich jednym tchem razem z zepami czy purplami, a przeciez na swiecie byli nie tylko w tej samej lidze, co moim zdaniem wyzej, bo byli w zasadzie pierwsi, a ich koncerty, takie jak isle of wight to juz totalna rewelka, gdzie w hard rockowej wersji zagrali tommy'ego; krecacy lapa i skaczacy townshend, wywijacy mikrofonem daltrey, pajacujacy, ale mistrzowko bebniacy klebiaca perkusja moon, no i przyodziany w trupi uniform, milczacy z pulsem nieboszczyka entwistle; czysta energia, ktorej prozno szukac u dzisjeszych dj-ow, a zwlaszcza popeliniarskich zespolow z mainstreamu;
pozdro dla wszystkich fanow the who
No i na dodatek to oni wymyślili ( a raczej szalony Moon) rozwalanie sprzętu na scenie...
Zaiste wielka, a w naszym kraju raczej pomijana kapela... My Genartion :)
Trochę dziwny ten film. Pokazane jest jak ojciec pilotując samolot zostaje zestrzelony, a potem pojawia się w domu po tych paru latach i zostaje zamordowany... Dziwne. W ogóle film jest pełen jakich niezrozumiałych dla mnie sytuacji symboli. Ale chyba przez to jest ciekawy. Co prawda nie tak ciekawy jak The Wall, ale i tak... :)
Dziwny, to fakt.
Niektóre fragmenty bardzo mi się podobały, głównie te z początku. Najpierw jest jak w powieściach Dickensa, potem zaczyna się coraz większa psychodelia.
Scena gdy Tommy, mama i Oliver Reed idą na plażę jest świetna - idealnie pokazuje wstrętne, zakłamane życie mieszczańskich hipokrytów. Świetny jest też fragment z Acid Queen - byłam w szoku, kiedy zobaczyłam Tinę Turner.
Były też momenty które zwyczajnie mnie nużyły, albo budziły niesmak (scena z Marylin Monroe).
Ogólnie to zakręcony film, oddaje na pewno ducha lat, w których powstał. Warto go obejrzeć, ale zachwycona nie jestem. Może dlatego, że nie przepadam za The Who.