Sztuka filmowa stale się rozwija i nawet średnie współczesne thrillery wypadają lepiej niż filmy Hitchcocka.
Twórcy popełniają dziwaczne błędy typu: Norman idealnie naśladuje głos matki co jest fizycznie niemożliwe albo bohaterka wyraźnie słyszy kłótnię Normana z matką mimo tego, że znajduje się w zupełnie innym budynku a na dworze leje deszcz. Scena zabójstwa detektywa bardziej śmieszy niż straszy. Czujne oko detektywa nie dostrzega zabójcy mimo tego, że ten atakuje w ogóle się nie kryjąc - po prostu podchodzi i chlast. Sposób w jaki nakręcono upadek ze schodów to też komedia. Serio nie dało się tego zrobić lepiej? W czasach Bustera Keatona robili chyba nawet bardziej wymagające wygibasy niż spadanie ze schodów a tutaj puszczają nagranie jak ktoś schodzi ze schodów a aktor robi przerażoną minę i wymachuje rękami.
To co mi się w tym filmie spodobało to ta słynna ostatnia scena. Widzimy jak bardzo odklejony od rzeczywistości jest Norman. Tylko w czasie jego monologu poczułem autentyczne ciarki.