Wokalnie poziom trzyma tylko Amanda Seyfried.
Cher żenująca i wokalnie (na OST dostępnym na Spotify w partiach Cher słychać ordynarnego autotune'a) i aktorsko (chyba ktoś jej botox w kręgosłup strzelił).
Męska ekipa - w wokalach słychać to dodatkowe 10 lat od premiery pierwszego MM!.
I o ile pierwsze MM! było genialnym musicalem, to MM-HWGA! ma problem typowego pornosa - absolutny brak pomysłu na fabułę między "kawałkami".
Hahaha, z tym pornosem to całkowita prawda! :D mi też przeszkadza brak fabuły i problemy brzydko mówiąc z dupy... Spoiler! Np. To dziwne rozstanie Billa i Rosie, albo Sky któremu zaproponowano pracę w NYC w trakcie hotelarskiego kursu ;P a już totalną dla mnie niewiadomą jest matka Donny, która w pierwszej części została wykreowana na jakąś świętoszkę, ktora nie zaakceptowała córki samotnej matki, a tu sie nagle okazuje, że była wielką divą, ktora wiecznie koncertowała, a w dodatku zakochała się w Latynosie, który cudem się odnalazł na greckiej wyspie. Ja wiem, że Amerykanie są kiepscy z geografii, ale gdzie Meksyk, a gdzie Grecja?! I o co właściwie chodziło w tej ich historii miłosnej?!